Uwielbiam wszelkie owoce, które w języku angielskim mają końcówkę "berry" - truskawki (strawberries), jeżyny (blackberries), maliny (raspberries), poziomki (wild strawberries ;) ), borówki amerykańskie (blueberries), aronie (chokeberries), czarne jagody (billberries), agrest (gooseberry). Uwielbiam też owoce, które wyglądają podobnie, jak jagody, np. porzeczkę ;) To, co jest małe i rośnie na krzaczkach - ma moje upodobanie. Jest łatwiej dostępne, niż rosnące na wysokich drzewach jabłka, gruszki, śliwki i wiśnie, a przy tym - można to znaleźć nawet w lesie (jeśli się umie).
Ja nie umiem i pewnie dlatego zaspokajam się owocami kupowanymi w warzywniaku na osiedlu. Okazuje się jednak, że nawet jagody można wyhodować (czy raczej - wyuprawiać? ;) ) tak, aby nie miały smaku - skandal! Aż strach kupować jeżyny... bo maliny mają smak zbliżony do tego oryginalnego. Jeżyny to jednak inna, bardziej dzika bajka.
W tym roku zadowalam się borówkami - te małe, kształtne, okrąglutkie jagódki są pyszniejsze w smaku, niż czarne jagody kupione w tym samym sklepie. Mam nadzieję, że nie chodzi o sposób ani miejsce uprawy. Mam nadzieję, że ich smak jest dobry, bo idzie za nim jakość uprawy.
Ostatnio kupiłam pół kilo borówek na ryneczku osiedlowym.
I jestem wniebowzięta, ponieważ użyłam ich do naprawdę pysznego deseru :))
Przez długi czas wzbraniałam się przed borówkami, bo miały w nazwie "amerykańskie". Nie badałam jeszcze tematu pochodzenia borówek sprzedawanych w Polsce, ale stwierdziłam, że skoro uwielbiam pomarańcze i cytryny, wcale się tego nie wstydzę, a wiem, że nie są uprawiane w Polsce, tylko w cieplejszych krajach, to spróbuję się przekonać do borówek.
No i stało się - naprawdę się w nich zakochałam. Oczywiście nic nie przebije naszych rodzimych truskawek, poziomek, jeżyn, czarnych jagód - rosnących tak w ogrodach, jak i dziko, w lasach.
Ale ten smak... kwaśno-słodkawy... pękające na języku pesteczki... jędrność owocu w skórce połączona z miękkością i świeżością jego wnętrza... poezja!
Najbardziej uwiodło mnie połączenie borówek z kremem mascarpone, o którym pisałam poprzednio, przy wpisie o babeczkach. Tym razem postawiłam na coś innego, j e s z c z e prostszego.
Biszkopt z borówkami i bitą śmietaną.
Na biszkopt potrzeba to, co zawsze - trzy jajka, pół szklanki mąki i pół szklanki cukru. No i szczypta soli, żeby nie było za słodko ;)
Wpierw ubijamy białka na bezę, stopniowo dodając cukier. Następnie łyżką dodajemy porcjami żółtka, a na koniec - w ten sam sposób - mąkę. Pieczemy biszkopt około 25 minut w 180 stopniach - pamiętając, aby temperaturę, czas pieczenia i półkę, na którą włożymy blaszkę, dostosować do swojego piekarnika. Ciasto z wierzchu powinno lekko przypominać bezę. Po 20 minutach najlepiej wbić patyczek (wykałaczkę, patyczek do szaszłyków - ja mam doświadczenie z drewnianymi badylkami ;)) - po wyjęciu patyczka z ciasta będącego nadal w piekarniku, nie powinno być na nim NIC. Jeśli będzie COŚ - trzeba ciasto jeszcze podpiec ;)
Ja piekłam biszkopt w formie do tarty, wyłożonej papierem do pieczenia. Chciałam, żeby ciasto było niewysokie, ale pulchne, a po wyjęciu z piekarnika - lekko opadło na środku. Udało mi się :) Można oczywiście użyć zwykłej tortownicy albo zupełnie innej formy... pewnie foremki do babeczek czy muffinek sprawdziłyby się równie dobrze :) wystarczy dostosować objętość ciasta do wysokości formy. Ciasto z trzech składników rośnie jeszcze lepiej, niż to z dodatkiem proszku do pieczenia lub sody! (a przynajmniej lepiej smakuje ;) )
Takich samych proporcji używam do małej tortownicy - 16cm średnicy. Pisałam o tym, kiedy dzieliłam się przepisem na biszkopt z dżemem brzoskwiniowo-cytrynowym.
No to tyle o biszkopcie - kolejną warstwą są karmelizowane borówki. Na patelnię sypiemy 2-4 łyżki cukru zwykłego lub aromatyzowanego prawdziwą wanilią (do pudełka z laską wanilii wsypujemy cukier, zamykamy na parę dni, jeśli po otwarciu czujemy cudny słodkawy aromat - używamy do wypieków, deserów i kawy na dobry początek dnia :) ). Czekamy chwilę, aż się roztopi. Wsypujemy około 500g borówek (ilość zależy od wielkości deseru, jaki przyrządzamy. Ja zużyłam ok. 700g do skarmelizowania), kiedy puszczą sok - mieszamy. Jeśli pomieszamy przed puszczeniem soku - karmel się "zbryli" i będziemy mieć cukierki karmelowe w kształcie kryptonitu :P Kiedy borówki i karmel będą wyglądały, jak dżem - zdejmujemy z ognia i studzimy.
Oddzielnie robimy bitą śmietanę lub krem mascarpone, o których pisałam we wspomnianych wcześniej przepisach.
A teraz najważniejsze - łączymy ze sobą całość: na przestudzony biszkopt nakładamy skarmelizowane borówki, następnie bitą śmietanę lub krem, całość posypujemy całymi, świeżymi owocami.
Najlepiej smakuje po całonocnym schłodzeniu w lodówce.
:))
Mmm, bardzo smakowity deser :)
OdpowiedzUsuńSmakowity, a przede wszystkim bardzo prosty i niezbyt pracochłonny :)
UsuńPozdrawiam,
Ewa
mam w ogrodzie borówki amerykańskie i są pyszne, nie mogę się doczekać, kiedy będzie ich tyle, aby dla wszystkich starczyło, ponieważ długo rosną i dopiero siedmioletnie krzaki dają przyzwoite plony.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za odwiedziny. Odpowiem Ci tutaj na pytania z komentarza. Tak, to ten sam chłopak. Całkiem nieźle się spisuje. Książki nie można nigdzie kupić, nawet na stronie wydawcy jest napisane, że niedostępna, Nie mam ani jednego egzemplarza.
Przesyłam pozdrowienia
Witaj, Klarko :)
UsuńSzkoda, że Twojej książki już nie ma - czekam w takim razie na drugą, a tymczasem możesz być pewna, że zyskałaś nową stałą czytelniczkę swoich obydwu blogów :)
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa