wtorek, 19 lutego 2013

Trochę Wschodu, trochę Zachodu...

Ostatnio zaproponowałam Wojtkowi, żeby wybrał sobie jakiekolwiek danie, z jakiejkolwiek kuchni, dowolnego typu, a ja mu je ugotuję. Padło na kuchnię indyjską. Poszperał trochę w Internecie, podesłał mi linki do stron o kuchni indyjskiej, na co ja stwierdziłam, że... w każdym przepisie jest coś, co mi nie pasuje :)

Albo trudno dostępne składniki, albo coś, co wymaga długiego gotowania, albo coś wegetariańskiego (wiadomo, że kuchnia indyjska jest w dużej mierze wegetariańska, ale Wojtek lubi obiady mięsne ;) ). Ostatecznie więc stwierdziłam, że przygotuję coś - jak zawsze - po swojemu. Padło na curry z soczewicą i kurczakiem.






Do przygotowania na cztery osoby potrzebujemy:

- paczkę czerwonej soczewicy 400g
- dużą podwójną pierś z kurczaka
- marchew
- cukinię
- cebulę
- dużą puszkę mleka kokosowego
- słoiczek zielonej pasty curry

- garnek z grubym dnem

W garnku podsmażamy na niewielkiej ilości oleju pierś pokrojoną w kostkę około 3x3cm. Dodajemy cebulę pokrojoną w piórka, plastry cukinii i kawałki marchewki i dusimy pod przykryciem, aż mięso będzie dobre (czyli białe po przekrojeniu). W tym czasie powinno się wytworzyć sporo wody (przynajmniej tak się dzieje w moim garnku - ewentualnie trzeba około szklanki wody dolać), więc możemy dodać paczkę drobnej czerwonej soczewicy. Mieszamy, po pięciu minutach dodajemy mleko kokosowe i pastę curry. Dusimy jeszcze trochę, aż woda wyparuje, soczewica stanie się miękka i wszystko będzie przypominać smaczny gulasz. Wystarczy na cztery sycące porcje.





Można podać z indyjskim chlebkiem naan lub pitą, jeśli nasi współbiesiadnicy to głodomory :) Ja tylko posypałam szczypiorkiem, ale bardziej pasowałaby tu kolendra lub mięta (niestety nie miałam). Nie dodałam czosnku, ale pasta curry miała wystarczająco ostry, czosnkowy smak :)






Na deser chciałam zrobić mango lassi. Z tego, co wyczytałam w Internecie, jest to napój z jogurtu zmiksowanego z mango, miodem i kardamonem. Nie chciało mi się używać blendera, w związku z czym i tu posłużyłam się swoją inwencją twórczą ;) i zamiast napoju powstał zwykły deser:





Do zrobienia tego deseru dla dwóch osób potrzeba:

- jedno mango
- opakowanie dużego jogurtu naturalnego
- miód
- cynamon

Mango kroimy w kostkę. Układamy na zmianę: mango, jogurt, mango, miód, jogurt, mango, miód, plastry mango, mielony cynamon. W trakcie jedzenia dobrze jest wymieszać warstwy, ale można jeść dowolnie ;) Całość oczywiście można zmiksować i wypić. Kardamonu w okolicznych sklepach nie znalazłam, więc użyłam cynamonu.







Na kolację zrobiłam coś bardziej polskiego, z nieco francuską nutą, czyli pasztet drobiowy do smarowania.






Do zrobienia pasztetu potrzeba:

- pierś z kurczaka
- 20 dag wątróbki drobiowej
- marchew
- trzy pieczarki
- kawałek selera
- suszony grzybek
- liść laurowy
- ziele angielskie
- cebulę
- czosnek
- masło


Wpierw ugotować pierś z kurczaka z marchewką, pieczarkami, selerem, suszonym grzybkiem, zielem angielski i liściem laurowym. Wody wlać tyle, żeby przykrywała składniki, trochę marchewki może wystawać ponad wodę, wtedy dodatkowo uzyskamy drobiowy bulion, który można użyć do czegoś innego :) W czasie, kiedy pierś się gotuje, namoczyć wątróbkę w mleku. Pod koniec gotowania piersi, podsmażyć na maśle cebulę z czosnkiem, dodać wątróbkę, smażyć pięć minut. Wątróbka będzie gotowa, kiedy nie będzie wyciekać z niej krew i nadal będzie miękka, pierś będzie gotowa, kiedy będzie pysznie miękka.



Wątróbkę z cebulą, czosnkiem i masłem przestudzić, pierś kurczaka z marchwią, selerem, pieczarkami i grzybkiem odsączyć i ostudzić również. Kiedy składniki przestygną na tyle, że będzie można je spokojnie dotknąć dłońmi, należy wszystkie zemleć w maszynce do mięsa, doprawić solą, pieprzem i świeżymi ziołami (ja użyłam tymianek, szałwię i oregano), jeśli jest zbyt suche - podlać trochę bulionem.



Następnie poprzekładać do foremek lub jednej większej formy czy miseczki. Ja część zrobiłam z warstwą konfitury żurawinowej, część z pokrojonymi oliwkami, a część bez dodatków.

Część bez dodatków dobrze smakuje z ogórkiem kiszonym i cebulką.






Smacznego! :)


czwartek, 7 lutego 2013

"Niebo w gębie" w Kinie Konesera

Kino Konesera to cykliczne seanse filmowe o różnorodnej tematyce, na które zaprasza sieć kin Helios. Filmy w ramach Kina Konesera wyświetlane są co dwa tygodnie. Nie ma w nich dominującej tematyki, pokazywane są filmy ciekawe, dobre, raczej nie skierowane do widza masowego, choć nie zawsze są najwyższych lotów. Przykładem jest tu film, na którym byłam wczoraj z Emilią, czyli "Niebo w gębie".

źródło: http://www.gqmagazine.fr/uploads/images/thumbs/201236/saveurspalais_670679972_north_522x.jpg


Na film wybrałam się zupełnie przypadkowo, ponieważ dostałam od mojego Najlepszego Przyjaciela zaproszenie (do odebrania w siedzibie Radia Białystok). O filmie przed seansem dowiedziałam się tylko tyle, że jest to biograficzna historia francuskich twórców, opowiadająca kilka lat z życia Hortense Laborie, kucharki prezydenta Francji.

źródło: http://www.novekino.pl/multimedia/niebo_w_gebie/01.jpg


Poznajemy tu ciepłą, choć i nie dającą sobie w kaszę dmuchać kobietę, francuskiego prezydenta od kuchni, młodego adepta sztuki kulinarnej, który wpierw podchodzi do Hortense z dystansem, ale wkrótce daje się jej oczarować, nieco zbyt pewnego siebie szefa kuchni centralnej Pałacu Elizejskiego, grupę francuskich badaczy przebywających na arktycznej wyspie oraz australijską reportażystkę z towarzyszącym jej wiernie, choć nieco nieudolnie, kamerzystą.

źródło: http://www.ouest-france.fr/of-photos/2012/08/23/rn_3775330_1_px_470_.jpg


Wszystkie te postacie podane są w tym jednogarnkowym daniu w dość okrojonej wersji, ale zarysowane są całkiem nieźle (choć nieco stereotypowo). Moją największą uwagę skupiły jednak potrawy, jakie przygotowywała Hortense. Francja podana na talerzu - mnogość smaków, produkty najlepszej jakości, pochodzące z małych gospodarstw lub zbierane własnoręcznie, perfekcyjnie ułożone na talerzach, jednocześnie nie nazbyt nowocześnie wyglądające, a raczej mające na celu przypomnienie smaków z babcinej kuchni.

źródło: http://img.interia.pl/rozrywka/nimg/6/v/Niebo_gebie_5992293.jpg


Obraz był prosty i poprawny, zupełnie nie porywający jako dzieło. Myślę jednak, że osobom takim, jak ja, czyli kulinarnym pasjonatom, może przypaść do gustu. Warto go obejrzeć dla samego jedzenia, takiego jak kapusta faszerowana łososiem czy tort Saint Honore oraz trufle w każdym wydaniu. Scena, kiedy prezydent zszedł do kuchni położonej w piwnicy i jadł z Hortense grzankę z truflami, popijając ją winem, bardzo mnie wzruszyła. Sama nie wiem, dlaczego i raczej dużo powodów bym tu musiała wymienić, ale dla mnie ten moment był kulminacyjnym punktem filmu.

źródło: http://www.lesinrocks.com/wp-content/thumbnails/uploads/2012/09/lessaveursdupalais604-tt-width-604-height-400-attachment_id-304468.jpg


Ciekawszym od samego filmu wydał mi się jednak wstęp pana Jerzego Szerszunowicza, z wykształcenia polonisty, byłego dziennikarza prasowego, a obecnie dyrektora Centrum Zamenhofa w Białymstoku. Ciekawie opowiadał o współczesnym postrzeganiu jedzenia, o tym, żeby nie dać się zwariować dietetykom oraz że kluczem do dobrego jedzenia jest prostota. I pomimo, że znalazło się paru malkontentów, którzy nie wstydzili się głośno powiedzieć, że przyszli tam tylko po to, aby obejrzeć film, a nie słuchać jakiegoś faceta, to ja sama bardzo chętnie bym z panem Szerszunowiczem spotkała się na dobrej kolacji i rozmawiała długo, nie tylko o jedzeniu.

źródło: http://img.interia.pl/rozrywka/nimg/8/w/Niebo_gebie_5992289.jpg


"Niebo w gębie" mogę polecić jedynie osobom, które mają ochotę na prostą historię, z jedzeniem na pierwszym planie. Nie jest to dzieło wybitne (o ile w ogóle można to nazwać dziełem), ale ogląda się całkiem przyjemnie (nawet siedząc w pierwszym rzędzie). Film oceniam 6/10.

źródło: http://img.interia.pl/rozrywka/nimg/s/6/Niebo_gebie_5992287.jpg


 Na koniec jeszcze dodam, że na seansie byli też Pan i Pani Sandman :) Być może i u nich wkrótce pojawi się recenzja.

sobota, 2 lutego 2013

Sobotnie przyjemności

Dzisiaj jest mój jedyny wolny dzień weekendowy. Z okazji wolnego weekendu, zawsze przygotowuję coś z jajek na śniadanie. Zauważyłam, że jest to dość popularny, nie tylko wśród bloggerów, trend - pasty, omlety, jajecznice, jajka na twardo, na miękko, w koszulkach, sadzone, zapiekane...

Ja dziś postawiłam na jajecznicę z rukolą.



Wpierw podsmażyłam pokrojoną w kostkę szynkę na oliwie, następnie dorzuciłam pokrojone na ćwiartki pomidorki koktajlowe. Kiedy pomidory puściły sok, dodałam dużą garść umytej rukoli, a kiedy trochę "zwiędła" pod wpływem ciepła, dodałam jajka, doprawiłam pieprzem i mieszałam, aż jajka się ścięły. Preferuję lekko ścięte, nie surowe, ale takie aksamitne, wtedy są soczyste i pyszne.


Podałam posypaną szczypiorkiem, startym serem, kilkoma oliwkami i świeżymi pomidorkami. Warzywa w jakiejkolwiek postaci zawsze znajdują się w moich daniach, lubię też świeżo posiekaną zieleninkę. Ser jest tu w zasadzie zbędny, ale została mi łyżka startego sera, którą w końcu musiałam do czegoś zużyć ;)

Szynka oczywiście nie jest konieczna. Równie pyszna jest wersja z samymi pomidorami i rukolą, jak też zastąpienie szynki wędzonym łososiem. Myślałam również o dodaniu tuńczyka z puszki w kawałkach, ale na razie jeszcze się na to nie odważyłam. Ktoś próbował jajecznicę z tuńczykiem? :)

 

Pożywne energetyczne śniadanie na sobotni poranek - to jest to!


Na lunch uraczyłam się sałatką z tortellini serowymi. Jem ją już trzeci dzień z rzędu na lunch (wczoraj i przedwczoraj brałam ją do pracy), bo chłopcy jakoś się do niej nie garną ;)



Wystarczy użyć:
- paczkę tortellini serowych z Ulubionego Dyskontu ;)
- puszkę kukurydzy
- 100g sera Cheddar (również z Dyskontu)
- garść zielonych oliwek
- ogórek konserwowy
- majonez
- pieprz

Tortellini ugotować według wskazówek na opakowaniu, czyli około 15 minut. Do miski wrzucić odsączoną kukurydzę, pokrojone w kostkę oliwki, ogórka oraz ser, dodać przestudzone zimną wodą i dobrze odsączone tortellini, doprawić majonezem i pieprzem. Nie trzeba solić zupełnie, bo zarówno oliwki, jak i ser oraz majonez mają dużo soli. Z tego też powodu pasuje tu słodka kukurydza i neutralne w smaku ciasto makaronowe.


Można podawać posypane jakąś zieleninką, np. szczypiorkiem lub natką pietruszki.

Oczywiście zachęcam do wypróbowywania innych połączeń składników na sałatkę z tortellini. Mnie zainspirowała Hania, która na spotkanie w grudniu przygotowała właśnie sałatkę z tortellini. W ogóle jednak nie mogłam sobie przypomnieć, co w niej było, a że chciałam sałatkę zrobić "teraz, już", to nie pytałam Hani o przepis, tylko wymyśliłam coś sama. Wyszło naprawdę super! Polecam i na imprezę, i na lunch do pracy. Na kolację, ze względu na majonez, raczej niekoniecznie, chyba że kolację jecie o 18 ;)


Na koniec przedstawię mój ulubiony zestaw przekąskowy. Tym razem wersja sylwestrowa (spędzaliśmy ten wieczór we dwoje):


Cztery rodzaje sera, szynka wędzona od babci, łosoś wędzony i szynka szwarcwaldzka.


Oliwki, pomidory i szpinak.


Najpyszniejsze suszone śliwki na świecie od Pani Sandman - nadziewane migdałami, jedne otoczone również migdałami, drugie - naturalnym kakao. Te z kakao są boskie! O wiele lepsze niż zwykłe śliwki w czekoladzie.

Potrawka z kurczaka z fasolą i grzybami

Dziś prezentuję Wam kolejny pomysł na prosty obiad. Wystarczy tylko mieć:

- dobry garnek do duszenia
- kawałki kurczaka bądź pierś z kurczaka pokrojoną w duże kawałki (indyk i królik też mogą być)
- marchew
- mrożone bądź świeże grzyby (suszone też mogą być, ale suszone mają zupełnie inny smak i zdecydowanie zdominują potrawę)
- puszkę fasoli
- szklankę bulionu
- przyprawy

Kurczaka obsmażamy w garnku z grubym dnem, podlewamy bulionem, dusimy około godziny, po czym dodajemy odsączoną fasolę, grzyby i marchew pokrojoną w kostkę. Dusimy aż marchew i kurczak będą miękkie, doprawiamy do smaku ulubionymi ziołami (np. koperkiem) i podajemy z pęczakiem.


Zdjęcie nie do końca udane, ale niestety było już ciemno, poza tym zapach był tak cudny, że nie chciało się robić zdjęć :)

Kobieteria na warsztat

Warsztaty organizowane przez stowarzyszenie Kobieteria odbyły się w listopadzie :-)

W warsztatach jako takich nie uczestniczyłam, ale Kulinarki zajęły się cateringiem na tę imprezę.

Ja załapałam się na sobotę, w którą przygotowywałyśmy jedzonko z Hanią i Edytą:


Edyta zrobiła marchewkowe żelki, które zdobyły uznanie nie tylko wśród dzieci oraz ciasteczka bananowo-daktylowe, a słupki warzyw oraz jogurtowo-ziołowy dip Hani zrobiły istną furorę!

 Ja przygotowałam:



Pastę z czarnych oliwek, wzorowaną na tapenadzie


Duży słój odsączonych i bezpestkowych oliwek trzeba zmiksować z paczką płatków migdałowych, pieprzem, świeżą bazylią, oliwą z oliwek i dwoma małymi filecikami anchovies. Nie dodawać soli! Ozdobić z góry płatkami migdałów, podawać z krakersami, macą lub pumperniklem.


Mocno czekoladowe brownie:



Jak zawsze z tego samego przepisu: na blaszkę ciasta zużywam sześć jajek, 100 gram mąki, kostkę masła, dwie tabliczki gorzkiej czekolady, pół szklanki cukru (bez cukru też jest dobre, gdy robiłam to ciasto, to akurat cukru mi zabrakło, dodałam łyżkę cukru brązowego jedynie, bo tyle mi zostało, i w zupełności wystarczyło). Przepis zaczerpnęłam z Wysokich Obcasów - tam podane jest 300g cukru, ale to stanowczo za dużo!

Jak to zrobić: czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej z masłem, jajka zmiksować z cukrem, następnie dodać mąkę, gdy czekolada z masłem wystygną, połączyć obie masy, wylać do blaszki lub innej formy, zapiekać ok. 20min. w 180 stopniach i już. Robi się banalnie prosto i błyskawicznie szybko, a na dodatek można robić to ciasto na wiele sposobów: począwszy od dodania do niego owoców różnego rodzaju, przez wszelkie bakalie, orzechy, aromaty po kandyzowane owoce.

W planach mam zrobienie "Whitie" czyli brownie z białej czekolady, w formie do muffinek, z dodatkiem czarnej porzeczki. Muszę tylko pamiętać w końcu, aby kupić białą czekoladę ;)


Oraz trójkolorowe koreczki:


Na wykałaczkę należy nadziać pokrojone w kawałki ser żółty, paprykę oraz świeżego ogórka. można doprawić solą, pieprzem i ziołami bądź serwować z pysznym dipem Hani :-)